Książki i podcasty maja – o miastach, edukacji i aktywiźmie

Ten blog początkowo miał być o książkach. I w dużej mierze o nich będzie, ponieważ to głównie z nich się uczę. Jeżeli chodzi o samą ich tematykę, to – chociaż ostatnie kilka lat to zdecydowany odwrót z beletrystyki i reportaży podróżniczych w stronę popular science i non-fiction – zainteresowanie konkretnymi tematami przychodzi do mnie falami. I o ile kilka miesięcy temu wydawałam swoje ciężko zarobione za biurkiem pieniądze głównie na lektury dotyczące AI i mediów społecznościowych, tak obecnie najwięcej nowych pozycji w mojej biblioteczce dotyczy tematyki miejskiej oraz edukacyjnej. Po części jest to spowodowane założeniem bloga – który w końcu ma być o uczeniu się – więc chcę jak najwięcej o samym procesie i o różnych na niego poglądach się dowiedzieć. Tematyka miejska z kolei towarzyszy mi już od dłuższego czasu – dlatego, że obserwuję pracę mojego taty, który jest samorządowcem z wieloletnim stażem, ale również dlatego, że mam tę wątpliwą przyjemność mieszkać tuż obok betonowej stolicy Krakowa. Z balkonu obserwuję też postępujące prace, które za kilka miesięcy zakończą się postawieniem nowego bloku na mojej ulicy – ulicy, która od początku do końca zastawiona jest samochodami, a przy której inwestorzy kłócą się z radą miasta, żeby pozwolić im obniżyć wymagany udział powierzchni biologicznie czynnej w inwestycji z 50 do 25%.

Książką traktującą właśnie o tematach miejskich jest “Miasto szczęśliwe” Charlesa Montgomery’ego. Autor – na co wskazuje bezpośrednio tytuł jego pracy – stara się określić, co tak naprawdę wpływa na poziom szczęścia wśród mieszkańców miast. Jeżeli zapytałabym Was, jak wyobrażacie sobie swoje idealne miejsce do życia, jednym z wiodących pomysłów będzie na pewno spokojny domek z ogródkiem gdzieś na przedmieściach. I takie właśnie budownictwo dominowało w Stanach Zjednoczonych od 1940 aż do teraz – zwolennicy modernizmu i oddzielenia części funkcjonalnych miasta od siebie (mieszkamy w jednym miejscu, robimy zakupy w drugim, pracujemy w trzecim) przyczynili się do rozwoju suburbiów, które pamiętam na przykład z American Beauty czy Pięknego Umysłu. Sny o kawałku własnej ziemi, mieszkaniu w spokoju i wśród zieleni się co prawda spełniły, ale rzeczywistość odbiega od tej, jaką wymarzyli sobie właściciele domów – a często radość ze wszystkich tych rzeczy odbierają im długie dojazdy do pracy, słaba integracja z sąsiadami, brak miejsc ‘społecznych’, zieleń jedynie w formie krótko ostrzyżonego trawnika przy ulicy i wiele innych. Jest o tym, jak musi być zaprojektowany transport publiczny i infrastruktura rowerowa tak, żeby zachęcić ludzi do zmiany środka transportu, jest o wpływie zieleni na nasze samopoczucie, jest o architekturze zachęcającej do budowania więzi społecznych między mieszkańcami, jest także o różnych śmiałych i udanych projektach urbanistycznych w miastach na całym świecie. Filip Springer napisał w przedmowie, że “przeczytanie tej książki zakończone pisemnym i ustnym egzaminem z jej treści powinno być ustawowym obowiązkiem każdego polskiego urzędnika mającego jakikolwiek wpływ na kształt miasta” – sama jednak pod taką opinią bym się nie podpisała. Jak w przypadku każdej książki można się kłócić z wieloma tezami zaprezentowanymi przez autora – badania pokazują na przykład, że chociaż kontakty społeczne są gorsze w miejscach o rozproszonym budownictwie, to małżeństwa tam mieszkające mają niższy współczynnik rozwodów, niż te z centrów metropolii. Zdecydowanie była to jednak ciekawa lektura, oparta o naprawdę ogromną ilość źródeł i przedstawiająca interesujące pomysły na rozwiązania palących problemów miast.

Kolejną książką, jaką przerobiłam w tym miesiącu była “Nadzieja w mroku” do której od początku podchodziłam dość… sceptycznie, głównie z powodu autorki, która, delikatnie mówiąc, nie jest z mojej bajki. Aktywizm to temat wywołujący we mnie dość mieszane uczucia – z jednej strony, zgadzam się rzecz jasna, że nieświadomość i bierność polityczna są szkodliwe (a przynajmniej dla nieświadomych i biernych). Z drugiej, wielokrotnie byłam świadkiem działań które, choć zajmujące się poważnymi sprawami z całego spektrum poglądów, opierały się na nierealnych / nieumotywowanych nauką postulatach, były obrazoburcze, niesmaczne lub niepoważne. Już pierwsze zdanie w książce: Nasi przeciwnicy pragną, byśmy uwierzyły i uwierzyli, że sytuacja jest beznadziejna, że nie mamy żadnej władzy, żadnych podstaw do działania, że nie możemy wygrać sprawiło, że wywróciłam oczami – w końcu polaryzacja i narracja w stylu wróg-przyjaciel jest doskonałym sposobem na przekonanie nieprzekonanych, że aktywizm ma sens. Książkę jednak przerobiłam i chociaż okazjonalne wybitnie antykapitalistyczne wstawki mogą spowodować westchnienie nawet tych, którzy na pana w muszce nie głosują, to Solnit rozprawia się z kilkoma mitami dotyczącymi zaangażowania politycznego. W swojej książce wyjaśnia, dlaczego nawet działanie pojedynczych osób ma sens, czy warto działać nawet wtedy, gdy nie zgadzamy się w 100% z postulatami danej grupy, przytacza przykłady sytuacji, kiedy presja społeczeństwa rzeczywiście zmieniła bieg historii (zarówno lokalnej jak i globalnej), a także pośrednio tłumaczy, dlaczego potrzeba było samotnej nastolatki w warkoczach i żółtym płaszczu, żeby temat globalnego ocieplenia rzeczywiście trafił do publicznej debaty na całym świecie. Książka jest dość krótka i poleciłabym ją na pewno czynnym aktywistom, którzy czasami wątpią, czy ich działanie ma sens – a także tym, którym z działalnością polityczną nie po drodze, choćby po to, by zachęcić ich do bardziej aktywnego zainteresowania się sprawami wokół nich.

Ostatnia z książek wpadła do mojej listy dość niespodziewanie – była za to zdecydowanie najlepszą lekturą, jaką w tym miesiącu przerobiłam. Chociaż “Jak być uczonym” ks. prof. Michała Hellera to pozycja dedykowana głównie osobom zaangażowanym w pracę naukową, to gorąco polecam ją wszystkim tym, którzy lubią – i chcą – uczyć się nawet po obronie pracy dyplomowej. Według Davida Hume ciemność jest cierpieniem umysłu – a skoro ciemność (brak wiedzy) jest cierpieniem, to wiedza powinna być przyjemnością. I jak mówi autor, tak właśnie jest – tych, którzy to wiedzą, nie trzeba o tym przekonywać, a tych, co żyją w nieustannej ciemności, nic nie przekona. Czy więc samo uczenie się sprawia nam przyjemność? Nie zawsze – i od samego tego aktu nie powinniśmy wymagać wywoływania w nas jakiegoś rodzaju ekstazy czy przyjemności rozumianej w tej samym sensie, jak ta, którą odczuwamy w trakcie nieco mniej wymagających czynności. Przyjemnie jest za to coś wiedzieć, bo wiedza ta wpływa na nasze życie, nasze zachowanie i poglądy, a jednocześnie pozostaje w pewnym sensie w uśpieniu, gotowa do ujawnienia się wtedy, kiedy jej potrzebujemy. Wykonanie pracy polegającej na zdobywaniu – i zrozumieniu – informacji pomaga nam widzieć świat w innym świetle, zmienia naszą hierarchię wartości, a znalezienie odpowiedzi na niektóre pytania odkrywa przed nami kolejne – często ciekawsze, piękniejsze i bardziej ekscytujące. Nie jest też również tak, że proces zdobywania wiedzy nigdy nie jest przyjemny sam w sobie. Wiele z nas doświadczyło momentów “flow” podczas odkrywania nowych faktów i łączenia ich ze sobą – a jeżeli wiemy, co chcemy osiągnąć, to wykonanie każdego kroku prowadzącego nas do tego celu będzie czyniło nas szczęśliwszymi. Również w “Mieście szczęśliwym” Montgomery (cytując Arystotelesa) wspomina, że to, co daje nam największe szczęście, to możliwość realizowania własnego potencjału – i z tym pomysłem zgadza się również autor “Jak być uczonym”, który w kolejnych rozdziałach prezentuje sposoby na to, aby pracę naukową prowadzić efektywnie. Sama mam największy problem z systematycznością i długim czasem na “przygotowanie się” do pracy, stąd ucieszyłam się, że również ten temat został w książce poruszony. Jeżeli macie w swoim środowisku doktorantów lub innych pracowników naukowych, koniecznie podajcie im tę książkę – a jeżeli nie, to jestem pewna, że każdy i każda z Was również znajdzie w niej wiele wartościowych informacji i skłoni Was do zadania sobie interesujących pytań.

Jeżeli chodzi o podcasty, to podcastem miesiąca jest zdecydowanie Krakoskie gadanie – projekt uruchiomiony przez sekcję miejską krakowskiego Klubu Jagiellońskiego. Choć oczywiście opowiada on głównie o sprawach i problemach dotyczących Krakowa, to często opisywane sytuacje stanowią przykład prowadzący do dyskusji nad ważnymi kwestiami dotyczącymi miast. Jest o autonomicznym transporcie, finansowaniu sportu z budżetów samorządów, turystyfikacji, podejściu do zieleni a także – co chyba najbardziej aktualne – pomysłach na to, jak wykorzystać zamieszanie koronawirusowe do zmiany rzeczy, które wcześniej wydawały się nie do ruszenia. 

Czerwiec zapowiada rewolucyjne zmiany w moich nawykach czytelniczych, ponieważ po obliczeniu ROI i biorąc pod uwagę tragicznie wysokie ceny książek sprowadzanych z UK, w końcu kupiłam sobie czytnik. Chciałabym poczytać więcej o edukacji, o miastach a także o Chinach i ich gospodarce – więc jeżeli macie jakieś tytuły do polecenia, na przykład w komentarzach lub przez mój profil na Goodreads, to będę naprawdę bardzo wdzięczna. Miłego czytania – miłego słuchania!

Kategorie:

2 responses to “Książki i podcasty maja – o miastach, edukacji i aktywiźmie”

  1. DerMirker Avatar

    Ciekawy wpis, będę wpadać tutaj częściej

  2. DerMirker Avatar

    Ciekawy wpis, będę wpadać tutaj częściej

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *