Jak czytać książki w dobie TL;DR?

Mam 25 lat i uczę się czytać książki. To stwierdzenie może wydawać się dziwne szczególnie tym, którzy mnie znają i wiedzą, że od zawsze czytam na potęgę – ale mam wrażenie, że coś się z moim czytaniem stało.

Odkąd pamiętam, byłam zatopiona w książkach – i choć wraz z biegiem lat ilość czytanych przeze mnie książek pozostała mniej-więcej stała, to jakość tego czytania uległa znacznemu pogorszeniu. Czytanie długich tekstów zaczęło sprawiać mi trudność, szczególnie tych z mojego ulubionego gatunku, jakim jest non-fiction. Raz, że podczas czytania odczuwam ogromną potrzebę przeszkodzenia sobie np. poprzez sprawdzenie powiadomień, a dwa, że nawet jeżeli przez tę książkę przebrnę, to niewiele z tego zapamiętam na dłużej. I o ile nie musi to być problem w sytuacji czytania w celach rozrywkowych, to kiedy zabieram się za książkę po to, żeby czegoś się z niej nauczyć i wynieść z niej jak najwięcej informacji, sytuacja wygląda już znacznie gorzej.

Dlaczego tak jest? Nakłada się na to zapewne kilka przyczyn, z których większość da się wytłumaczyć przyzwyczajeniem do korzystania z telefonów i internetu (koniecznie zrzędliwym, grażynkowatym tonem o zabarwieniu ‘kiedyś to było’). Nicholas Carr w swojej książce ‘The Shallows’ (do której jeżeli – o ironio – szukacie tl;dr, możecie przeczytać jego artykuł z 2008 roku w The Atlantic) opisał swoje zmagania z utrzymaniem uwagi, postulując, że korzystanie z internetu powoduje rzeczywiste, fizyczne zmiany w naszych mózgach, które bardzo ciężko jest odwrócić. Przyczyny mieszają się tu ze skutkami, ale definitywnie zmienia się sposób, w jaki czytamy. Przeskakujemy po liniach, klikamy w odnośniki, zatrzymujemy się na niezrozumiałych pojęciach po to, żeby poszukać brakującej informacji gdzie indziej, a nasz umysł ma tendencję do błądzenia po pomysłach i wspomnieniach, przez co nie skupiamy się wystarczająco na treści samego artykułu czy książki. Świadomi tego autorzy coraz częściej piszą tak, aby dostosować się do wymogów nowoczesnego czytelnika – przeglądając artykuły na Medium można zauważyć, że wiele z nich jest złożona z krótkich akapitów, przerywana zdjęciami, używa krótkich zdań i punktuje wnioski zamiast przeplatać je w tekście. Nawet pisząc ten tekst, widzę u dołu strony zainstalowaną domyślnie wtyczkę WordPressa określającą, jak bardzo ‘czytalny’ jest mój tekst, analizując średnią ilość słów w moich zdaniach oraz ich skomplikowanie.

Czy powinien to być jakikolwiek problem?

Może to właśnie nowy sposób czytania jest tym, który pozwala nam na przyswojenie większej ilości informacji w krótszym czasie? Myślę, że to zależy (chociaż puryści hołubiący wyłącznie pracę głęboką mogą się ze mną nie zgodzić) . To, że sama umiejętność płytkiego czytania, przeszukiwania tekstu w celu znalezienia informacji i szybkiego skakania po różnych źródłach się przydaje, potwierdzi każdy, kto praktykuje Stack Overflow Driven Development. Jednak te same nawyki, które pomagają nam rozwiązywać problemy w pracy szybko, niekoniecznie mają zastosowanie po godzinach, kiedy wkładamy wysiłek we własną naukę i czytamy dla zwiększenia wiedzy i zrozumienia. Stąd też uświadomienie sobie tego i rozpoczęcie pracy nad nauką czytania analitycznego przynosi mi już wymierne korzyści, chociaż przeczytałam w ten sposób dopiero 2 czy 3 książki.

Mortimer J. Adler – “How to read a book”

Koncepcja czytania analitycznego pochodzi z książki o przewrotnym tytule “How to Read a Book” (który to tytuł jest źródłem śmieszków dla wszystkich, którym tę książkę polecam). Została ona napisana w latach 40. XX wieku, przeredagowana w latach 70. i to rzeczywiście w książce czuć. Sam styl autora przypomina wizytę u dziadka, który używa archaicznych słów, zrzędzi na młodzież i czasami przynudza, ale ostatecznie ma sporo cennych rad, dla których warto przebrnąć przez trudniejsze momenty tego dialogu.

Autor sugeruje, że czytanie książek z sensem to cały proces, który jest obecnie praktykowany rzadko (przy czym pamiętajmy, że “obecnie” autora to lata 40. XX wieku – stąd też zastanawiam się, jak wyglądałaby reedycja książki umieszczona w obecnych czasach), a który jest nie tylko niezbędny do pełnego zrozumienia treści, ale również konieczny zanim zaczniemy się spierać z argumentami zawartymi w danej książce. Sztuka czytania to w zasadzie sztuka uczenia się bez nauczyciela – musimy być nastawieni na obserwację, świadomi, wykorzystywać własną pamięć do zapisywania nowych informacji i przywoływania starych, umieć korzystać z wyobraźni oraz z intelektu wytrenowanego w analizie i refleksji nad zdobytą informacją. Nie brzmi to wszystko jak to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni (i zastanawiam się, na ile “aktywnie” i “z refleksją” czytasz ten właśnie tekst).

Może się wydawać, że to nadmierne filozofowanie o tak prozaicznej czynności. Widząc jednak zmianę w ilości zapamiętywanych informacji i ich wpływie na moje codzienne decyzje stwierdzam, że dekompozycja całego procesu, zastanowienie się nad nim i zwiększenie uważności oraz świadomości podczas czytania rzeczywiście pomaga mi się uczyć. 

Trzy książki, które pomogły mi zmienić moje podejście do czytania

Jak więc powinno się czytać książki? Pomimo uniwersalnego sposobu zaserwowanego przez autora podkreśla on, że nie jest to algorytm uniwersalny – powinien być on dopasowany do kontekstu i książki, z jaką się mierzymy. Jest jednak kilka rzeczy, o których powinniśmy pamiętać zawsze:

  • Jeżeli czytamy książki w celach edukacyjnych, powinny być one minimalnie trudniejsze od tego, co jesteśmy w stanie zrozumieć przy obecnym stanie wiedzy. Rozpoczynanie nauki filozofii od ciężkich traktatów większości osób nie przyniesie korzyści – zamiast tego warto zacząć od książki ‘popularno-filozoficznej’ i stopniowo przechodzić do trudniejszych tekstów.
  • Czytanie dla zrozumienia wymaga aktywnej pracy i jest wysiłkiem intelektualnym – jeżeli czytamy książki dla rozrywki, to zasady z “How to read a book” w większości nie będą mieć zastosowania, ale jeżeli czytamy dla własnej nauki, to nad każdą taką książką musi zostać wykonana praca.
  • Zanim przejdziemy do krytyki tez przedstawionych przez autora, musimy w pełni świadomie i prawdziwie stwierdzić, że rozumiemy, o co autorowi chodzi – a to nie jest możliwe bez wykonania pracy nad książką. Nie jest też możliwe bez upewnienia się, że rozumiemy dane słowa tak samo, jak rozumie je autor oraz nabycia pewności, że posiadamy dowody na to, aby udowodnić, że autor nie ma racji.

Jak w takim razie czytać dla zapamiętania?

Mając to wszystko na uwadze, mój proces czytania książek wygląda obecnie tak:

  1. Na początku czytam całość relatywnie szybko – nie skupiam się zbytnio na poszczególnych zdaniach i problemach, ale podkreślam ołówkiem / zapisuję sobie komentarze na marginesach w przypadku, gdy uznam coś za ważne. W taki sposób czytam w tramwaju, wieczorem przed snem, w chwilach krótkiej przerwy – wtedy, kiedy i tak nie jestem w stanie skupić się w pełni.
  2. Po przeczytaniu książki podsumowuję ją w kilku zdaniach i określam części, z jakich się składa. Nie muszą to być rozdziały – raczej logiczne jednostki, które składają się na to, co opisałam w podsumowaniu. To, i wszystko, co następuje później, robię wtedy, kiedy jestem w stanie skupić się w pełni – zazwyczaj rano lub weekendami, w moim bloku “pracy głębokiej”.
  3. Wypisuję sobie problemy, jakie chce rozwiązać autor + pytania, które przyszły mi do głowy po szybkim przeczytaniu całości. Często są to pytania zapisane na marginesie podczas szybkiego czytania.
  4. Czytam książkę jeszcze raz, ale w inny sposób – staram się jak najwięcej uwagi przeznaczać na najważniejsze części, z pominięciem opisów i mniej istotnych wątków. Wypisuję sobie najważniejsze zdania własnymi słowami (!) w zeszycie / na samoprzylepnych karteczkach (rzadziej) lub Google docs (częściej). Chociaż za każdym razem wydaje mi się to trudne i zbędne, to właśnie zapisywanie swoimi słowami umożliwia mi lepsze zapamiętywanie treści z książki.
  5. Wracam do pytań, które wypisałam sobie w punkcie trzecim. Czy na wszystkie z nich mam już odpowiedź? Jeżeli nie, to zastanawiam się, jak tę odpowiedź znaleźć – czy pominęłam coś w książce, czy powinnam poszukać innych źródeł? Jeżeli tak – to czy są one prawdziwe? Czy mam dowód na to, że dana teza jest fałszywa, czy moja krytyka jest tylko moją własną opinią?
  6. Jeżeli temat jest wysoce ‘kontrowersyjny’, w takim sensie, że istnieje wiele dzieł stojących w kontrze do książki danego autora (jak ma to miejsce np. podczas czytania historii czy ekonomii), szukam czegoś, co mogłabym przeczytać dla porównania argumentów. Ostatni punkt to coś, nad czym dopiero zaczynam pracować – i tak na przykład, zaraz po tym, jak przeczytam “Kapitał w XXI wieku” Piketty’ego, zabieram się za polecone mi jako dobrą alternatywę “Ludzkie działanie” Misesa.

Czy taki proces zmniejsza ilość książek, które czytam w ciągu roku?

Jak najbardziej – realistycznie, na każdą z książek przeczytanych w ten sposób potrzebuję około miesiąca (a w przypadku dłuższych dzieł, jak choćby wspomnianego Piketty’ego – zapewne będę potrzebowała więcej). Snobizm na ilość przeczytanych książek przestał być dla mnie atrakcyjny, skoro i tak nie jestem w stanie zapamiętać z nich tyle, ile bym chciała. Taka forma czytania książek jest również bardzo przydatna wtedy, gdy chcemy z tą książką “coś zrobić” – opisać ją, wykorzystać porady w niej zawarte w codziennym życiu lub skrytykować. Notatki, które tworzę sobie w trakcie czytania jakiejś książki przydają się wtedy, kiedy chcę sobie jakieś lekcje odświeżyć, a niekoniecznie mam czas i ochotę czytać jakąś książkę ponownie.

Czy to wszystko jest konieczne, żeby czytać z sensem? Nie. Wytrenowani czytelnicy, nie mający problemu ze skupieniem uwagi, są w stanie zapamiętywać sporo już w trakcie ‘zwykłego’ czytania. 

Dla kogoś jednak, kto – tak jak ja – ostatnie 10 lat spędził w towarzystwie smartfona, powiadomień, szczątkowej uwagi i poczucia ciągłego rozproszenia nauka czytania w ten sposób to w pewnym sensie forma terapii. Terapii, która daje szansę na osłabienie wydeptanych połączeń w mózgu, które nie pozwalają mi na zapamiętanie informacji z książki, ale za to doskonale pamiętają to, co widziały ostatnio na instagramowym feedzie. 

PS Jeżeli chodzi o dobór lektur, to ostatnio odkryłam Goodreads – możecie sprawdzić, co obecnie przerabiam, a co trzymam wciąż na swojej liście tutaj