Czy pasji do czegoś można się nauczyć?

Są takie stwierdzenia, których prawdziwości nie miałam okazji podważać. W niektóre z nich wierzyłam od lat, zazwyczaj dlatego, że słyszałam je tak często, że ciężko było je brać za cokolwiek innego, niż prawda – bo czy tyle osób na raz może być w błędzie? Przyglądanie się swoim głęboko zakorzenionym przekonaniom jest z mojego doświadczenia dość niekomfortowe – często są to jakieś wartości lub stwierdzenia, na bazie których być może zbudowałam jakąś część swojej tożsamości, swojego obrazu tego, kim jestem i co uważam za prawdę.

Z moich obserwacji w momencie, kiedy do konfrontacji z takim twierdzeniem dochodzi, ma miejsce jedna z dwóch reakcji. Jedną z nich jest złość i zagubienie – bo jeżeli w coś (nawet nie w sensie religijnym) wierzyłam, brałam coś za prawdę i działałam w zgodzie z jakąś dewizą, to po pierwsze – czuję zażenowanie dawnymi działaniami a po drugie – nie wiem, co robić i w co wierzyć dalej. Drugą z nich – o wiele długości przyjemniejszą – jest poczucie wolności. Rekonfiguracja “klocków” w swoim umyśle i umiejętność spojrzenia na coś z innej strony niż dotychczas jest często ekscytująca i w rezultacie pozwala nam na dalszy rozwój, nieograniczony dawnymi założeniami i barierami.

Ponieważ jest to blog o uczeniu się, skupię się jedynie na twierdzeniach dotyczących nauki i rozwoju, z którymi w ciągu ostatnich kilku lat się zmagałam. Jednym z nich jest przeświadczenie, że wiedza musi mieć zastosowanie praktyczne (1). Chociaż przez wieki wiedza była celem samym w sobie, a David Hume twierdził, że “gdyby nawet z uprawiania nauki nie było żadnych praktycznych korzyści, i tak warto by ją uprawiać, ponieważ zaspokaja niewinną ciekawość”, uczenie się rzeczy “nieprzydatnych” przez długi czas wprawiało mnie w dyskomfort. Spędzanie czasu na wszystkim, co nie miało bezpośredniego połączenia z moimi studiami czy pracą wydawało mi się stratą czasu i wpędzało w poczucie winy – i czułam to zarówno czytając na przykład książki o sztuce, jak i beletrystykę. Jest jednak coś wyzwalającego w uczeniu się tylko dla siebie – a przynajmniej uczeniu się rzeczy niepraktycznych – rzeczy, o których czytamy czy których uczymy się głównie po to, że przyjemnie jest coś wiedzieć. Uświadomienie sobie, że zdobywanie wiedzy, co do której nie zakładamy natychmiastowego wykorzystania praktycznego, jest w porządku pozwoliło mi na poszerzenie swoich zainteresowań i dało dużo przyjemności.

Drugim – jak się zapewne domyślacie po tytule posta – jest przeświadczenie, że powinnam szukać i zajmować się rzeczami, którymi się pasjonuję. I próbować, dopóki swojej pasji nie znajdę.

Pasja w Słowniku Języka Polskiego jest definiowana jako wielkie zamiłowanie do czegoś. Jeżeli więc do rzeczy, którą zajmuję się zawodowo – lub którą z różnych przyczyn muszę się zajmować – nie mam tego wielkiego zamiłowania – czy powinnam z niej zrezygnować i kontynuować poszukiwania do czasu, kiedy taką rzecz odnajdę? Czy jednak pasja jest podobna do motywacji – jest pomocna, ale jest jedynie uczuciem, które pojawia się od czasu do czasu i nie należy opierać na nim swoich wyborów osobistych i zawodowych?

Praca w skupieniu jako źródło pasji

Poszukując odpowiedzi na to pytanie, wróciłam do “Pracy głębokiej” Cala Newporta (2) (a wracanie do już raz przeczytanych książek swoją drogą również wydawało mi się marnowaniem czasu) i znalazłam tam następujący cytat:

“W dzisiejszych czasach kładziemy duży nacisk na charakter pracy. Na przykład powszechna dziś obsesja na punkcie realizowania swoich pasji (…) wynika z (mylnej) koncepcji, że zadowolenie z życia zawodowego wynika przede wszystkim z natury wybranej przez nas pracy. Przy takim podejściu tylko niektóre rzadkie rodzaje pracy mogą dawać satysfakcję – na przykład praca w organizacji non-profit albo kierowanie własną firmą informatyczną – wszystkie inne są natomiast bezduszne i prozaiczne. (…) Sens, jaki odsłania się podczas pracy wynika z umiejętności pracującego i z jego oddania rzemiosłu, a nie z owoców jego starań. (…) Nie trzeba wykonywać podniosłej pracy, ale trzeba mieć do niej podniosły szacunek.”

Cal Newport – “Praca głęboka”

Autor przekonuje więc, że niezależnie czy pracujemy nad projektami dotyczącymi podboju kosmosu czy nad tworzeniem raportu kwartalnych przychodów zupełnie zwyczajnej firmy, możemy w naszych czynnościach odnaleźć sens. Sens ten pojawia się wtedy, kiedy jesteśmy świadomi swoich umiejętności i rozwijamy je, kiedy pracujemy w skupieniu i dopieszczamy swoje rzemiosło nawet pracując nad rzeczami pozornie prozaicznymi. Sama definicja rzemiosła jest jednak w kontekście prac nie wytwarzających dzieł materialnych dość problematyczna. O ile ludzi, którzy są w stanie wskazać bezpośrednio na owoce swojej pracy – na przykład programistów czy twórców internetowych – łatwiej jest nazwać rzemieślnikami, czy taką samą definicję można na przykład zastosować do managerów?

W “Pracy głębokiej” odwołań do rzemiosła jako źródła sensu jest całkiem sporo – na przykład w odniesieniu do teorii, że skupienie się na doskonaleniu swoich umiejętności ma wręcz moc zastąpienia sacrum. Obserwując ludzi pasjonujących się modelarstwem, pisaniem, malarstwem czy robótkami ręcznymi jestem w stanie ku tej teorii się skłonić, natomiast pogląd, że wszystko może być rzemiosłem był dla mnie cięższy do przyjęcia. Cal Newport argumentuje jednak, że “Niezależnie od tego, czy jesteś pisarzem, specjalistą od marketingu, konsultantem czy prawnikiem, twoja praca jest rzemiosłem. Jeśli doskonalisz umiejętności i używasz ich z szacunkiem i starannością, to jak mistrz kołodziejski możesz nadawać sens swoim codziennym zajęciom zawodowym”. Tylko jak to zrobić?

Pasja to okazjonalne uczucie, niekoniecznie norma

Więcej komentarzy na temat poszukiwania swojej pasji znalazłam w jednym z popularniejszych TED Talków (3) zawierających tezę już w tytule wystąpienia. Padają tam następujące słowa:

“Passion is not a plan, it’s a feeling and feelings change. Don’t use passion as a yardstick to measure stuff with, but see it as a fire that ignites every once in a while”

Terri Trespicio – TEDxKC – “Stop searching for your passion”

Pomysł, że uczucia – co do zasady – niekoniecznie bywają dobrym doradcą w podejmowaniu codziennych decyzji czytałam wielokrotnie w kontekście motywacji. Czy pasja do tego, żeby nie umrzeć z głodu jest więc wystarczająco dobrym powodem, żeby jakiejś pracy się podjąć – i wystarczająco dobrym tłumaczeniem, dlaczego robimy to, co robimy? Nie robienie niczego “z pasji” jest trochę straszne choćby z powodów społecznych – szczególnie w świecie ludzi, którzy w poszukiwaniu swojej pasji lub z jej powodu przemierzają świat, zakładają firmy i skrzętnie swoje poczynania dokumentują w mediach społecznościowych. Przyznać się, że nasza praca nie jest naszą największą pasją brzmi jak PR-owe samobójstwo w świecie, który hołduje hasłom w stylu “wybierz pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu”. Skoro jednak pasja to coś, co się zdarza, a nie coś, co możemy usidlić i do czego możemy się przyzwyczaić, porzucenie oczekiwań dotyczących nieustannego poczucia satysfakcji i codziennych eksplozji radości nad zadaniami, jakie musimy wykonać, żeby dostać wypłatę… jest całkiem wyzwalające i zwalnia nas z nieustannego niepokoju, rozedrgania każącego szukać wciąż tego, co taką nieustanną satysfakcję nam zapewni.

Pasjonujemy się tym, na czym skupiamy uwagę

Ciekawe podejście do uczucia pasji znalazłam też w wypowiedzi Winifred Gallagher podczas prelekcji opowiadającej o “Rapt”, czyli książce jej autorstwa (4). Zmagała się ona przez pewien czas z ciężarem diagnozy poważnej choroby – i zdecydowała, że jej mechanizmem obronnym będzie zapanowanie nad tym, na czym skupia uwagę i odcięcie się od myślenia o problemach, na które nie jest w stanie nic poradzić. Po wykonaniu niezbędnych czynności prowadzących do rozwiązania problemu – znalezienia najlepszego lekarza, jakiego mogła i stosowania się do jego zaleceń – “radykalnie” skupiała się jedynie na rzeczach, na które ma wpływ i które przynoszą jej radość. Sukces tego podejścia sprawił, że zaczęła zgłębiać temat sterowania uwagą i jego wpływu na różne aspekty życia – a w swojej książce argumentuje, że to, czy z jakiejś czynności czerpiemy satysfakcję, czy nie, może być naszą decyzją. Czy to nie brzmi absurdalnie? Pomysł wywołania w sobie konkretnych uczuć może brzmieć niemożliwie lub kojarzyć się ze zbiorowymi praktykami religijnymi – autorka przekonuje jednak, że nasza decyzja o skupieniu się na jakimś aspekcie naszej codziennej pracy potrafi sprawić, że sama praca będzie nam się wydawała przyjemniejsza. Jak sama mówi, nawet osoby, które nie lubią piłki nożnej, jeżeli podczas meczu piłki nożnej zdecydują się skupić na jakimś aspekcie gry (lub konkretnym zawodniku) najprawdopodobniej obejrzą mecz z przyjemnością.

Nasz mózg i nasze zachowanie jest podatne na zmiany w zależności od tego, na czym skupiamy swoją uwagę – przez co nawet jeżeli “obiektywnie” nasza rzeczywistość wygląda tak samo o 12:00 i 12:30 możemy postrzegać ją zupełnie inaczej przez zmianę tego, na czym się skupimy, a co zignorujemy. Jeżeli w swojej pracy znajdziemy problemy warte rozwiązania lub zdecydujemy się na skupieniu się na jakiejś konkretnej umiejętności, to zwiększamy prawdopodobieństwo na to, że będziemy czerpać z naszych codziennych zadań więcej satysfakcji, niż gdybyśmy robili rzeczy z “automatu”.

I co z tego?

Odpowiadając na pytanie z tytułu posta – myślę, że pasji nie tyle mogę sie nauczyć, co mogę zaprojektować swój styl pracy tak, że odnajdę pasję w niemal każdej czynności, której się podejmę. Zwalnia mnie to z poczucia konieczności szukania Tego Jednego Zajęcia, które w końcu da mi satysfakcję – bo takie najprawdopodobniej nie istnieje i nawet pracując w jakiejś niesamowitej, wymarzonej roli prawdopodobnie w którymś momencie dopadła by mnie rutyna. Staram się więc przeorganizować swoje środowisko w następujący sposób:

Materializuję swoje zadania – praca product managera rzadko produkuje “konkretne” dzieła, jak kawałek kodu czy mock-upy do aplikacji. Wiedząc jednak, że satysfakcja z pracy jest tym większa, im lepiej możemy wskazać na konkretną rzecz, którą zrobiłam, staram sobie wyznaczać zadania, które kończą się jakimś konkretnym rezultatem. Jak mówi Marty Cagan, głównym zajęciem product managera powinno być badanie i rozwój produktu (5) – stąd stawiam sobie konkretne pytania / hipotezy, które chcę zbadać i badanie to zazwyczaj kończę jakimś konkretnym dokumentem, wizualizacją, analizą konkurencji itd. Pomaga mi to w “urzeczywistnieniu” tego, co robię i spojrzeniu z satysfakcją na wynik mojej umysłowej pracy.

Szukam problemów “na granicy swoich możliwości” – często powtarzanym wnioskiem z “Flow” jest stwierdzenie: “Najlepsze chwile są wtedy, gdy ciało lub umysł napięte są do ostatecznych granic, w dobrowolnym wysiłku, by wykonać coś trudnego i wartościowego”. Skupienie się nie na samej otoczce problemu – i na tym, czy jest on ekscytujący, czy nie, czy zmienia coś w świecie, czy nie – a na próbie jego rozwiązania ma sporą szansę dać nam poczucie satysfakcji. W pracy konkretyzuję sobie więc te problemy i chociaż na początku mnie przerastają, to poczucie stopniowego ich rozwiązywania i opracowania rekomendacji rozwiązania zazwyczaj daje mi satysfakcję niezależnie, czy jest to problem czysto komercyjny czy problem społecznie istotny.

Skupiam się na nazwaniu konkretnych umiejętności i ich rozwoju – o ile w przypadku programistów nieco łatwiej wyodrębnić poszczególne narzędzia, umiejętności i poziom ich opanowania, o tyle managerom, analitykom biznesowym i innym osobom operacyjnym nie przychodzi już to tak łatwo. Z pomocą mogą przyjść różnego rodzaju frameworki, na przykład ten (6) wyodrębniający i oceniający konkretne umiejętności również w obszarach miękkich. Umiejętność nazwania czynności, których opanowanie składa się na moje rzemiosło pomaga mi opracować plan nauki – a w rezultacie dostarcza satysfakcję płynącą z obserwowania własnego rozwoju.

Dużą radość daje mi też przejście między stanami nie rozumienia i rozumienia jakiegoś konceptu technicznego. Mój Notion pełen jest notatek na tematy techniczne, które chcę rozumieć tak, abym sama mogła komuś wytłumaczyć, na czym dany koncept polega. Często biorę sobie więc jakiś techniczny obszar do opracowania i staram się zrozumieć go do kości – po co ktokolwiek chciałby tego używać, jakie to daje korzyści, jak to się przekłada na rozwiązanie konkretnych Takie “namacalne” opracowanie jakiegoś trudnego tematu – prawie jak notatki ze studiów – i możliwość wrócenia do niego w konieczności odświeżenia swojej wiedzy daje mi całkiem sporo radości.

Ten post powstawał chyba najdłużej ze wszystkich moich postów – jestem więc bardzo ciekawa, co o nim sądzicie. Skupiam się na swoich własnych doświadczeniach, bo czuję pewien dyskomfort zakładając, że opisane w nim problemy są problemami często spotykanymi. Może to są tylko moje rozterki, które dla wielu są oczywistością? Jak jest – nie wiem, ale jakiekolwiek przemyślenia na temat tego posta macie, bardzo chętnie się o nich dowiem 🙂

Źródła:

1. Francis Bacon i “poznać, żeby poznać” vs. “poznać, żeby zużytkować”: https://bazhum.muzhp.pl/media//files/Czlowiek_w_Kulturze/Czlowiek_w_Kulturze-r1995-t4_5/Czlowiek_w_Kulturze-r1995-t4_5-s103-119/Czlowiek_w_Kulturze-r1995-t4_5-s103-119.pdf

2. “Praca głęboka”: https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4856498/praca-gleboka-jak-odniesc-sukces-w-swiecie-w-ktorym-ciagle-cos-nas-rozprasza

3. TEDx Talk “Stop searching for your passion”: https://www.notion.so/Czy-pasji-mo-na-si-nauczy-33b9633c4c6f48898375e176bedcc640#7e86610e49cf49faa03de65753b2848a

4. “Rapt: attention and focused life”: https://www.notion.so/Czy-pasji-mo-na-si-nauczy-33b9633c4c6f48898375e176bedcc640#2c9a0692fd1448468d9ad2802588555e

5. Marty Cagan o zadaniach product managera: https://www.youtube.com/watch?v=7LYLhxb8Vwc&ab_channel=DanOlsen

6. SVPG matrix do oceniania umiejętności product managerów: https://svpg.com/coaching-tools-the-assessment/

Kategorie:

One response to “Czy pasji do czegoś można się nauczyć?”

  1. Dawid Gawałkiewicz Avatar
    Dawid Gawałkiewicz

    Ogólnie zgadzam się z całym artem, nie za bardzo jest tu z czym dyskutować, jedyne co mogę napisać to, że:
    “uczenie się rzeczy “nieprzydatnych” przez długi czas wprawiało mnie w
    dyskomfort. Spędzanie czasu na wszystkim, co nie miało bezpośredniego
    połączenia z moimi studiami czy pracą wydawało mi się stratą czasu i
    wpędzało w poczucie winy – i czułam to zarówno czytając na przykład
    książki o sztuce, jak i beletrystykę.”

    Nigdy tak nie miałem 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *